Te zdjęcia zaskakują swoją niezwykłością. Podkreślają piękno naszych gór, a jednocześnie budzą apokaliptyczną grozę.
W poniedziałek, 8 kwietnia w Bieszczadach rozszalał się pożar. Ogień trawił suche trawy Połoniny Caryńskiej. Słońce już zachodziło i na niebie zapanował półmrok. Ale żółty, intensywny blask płomieni otulił zboczach i tworzył na niebie łunę.
Widok był spektakularny. Przez chwilę wydawało się, że góry i słońce zamieniły się miejscami. Albo jeszcze inaczej. Szczyty przypominały wulkany, ociekające lawą.
Góry stały w ogniu. Rejon pożaru okazał się ogromny – blisko 2 hektary! Do walki z ogniem ruszyły wszystkie okoliczne siły. W akcji wzięło udział ponad 90 strażaków, pracujących w dość trudnym terenie.
Ogień udało się ugasić. Po pożarze została wypalona ziemia. Na szczęście nikt nie ucierpiał. Otwarte pozostaje pytania jak powstał taki pożar? Spekulacje są różne. Może niedopałek, może rzucona butelka, która skupiła ostre światło z promieni słońca i zadziałała jak zapalniczka dla suchej trawy? To wszystko domysły. Nikogo nie złapano za rękę.