Gospodarz najpierw otrzymał telefon z pogróżkami, a po chwili do jego domu przez okno wpadł koktajl Mołotowa. Butelka z łatwopalną cieczą wybuchła jak grant i wielka kula ognia wypełniła pokój. 56-letni Jan sam nie był w stanie wydostać się ze straszliwej pułapki i zginął w płomieniach. Do tego dramatycznego pożaru doszło w lutym w Latoszynie koło Dębicy. Prokuratura niedawno zakończyła śledztwo. O przestępstwo oskarżyła kolegę ofiary – 49-letniego Tomasza S.
Jak wynika z ustaleń śledczych, feralnego dnia u gospodarza odbywało się towarzyskie spotkanie. Był na nim także Tomasz. S. Pan Jan miał jednak już dość wspólnego biesiadowania. Poprosił 49-latka, aby poszedł do domu, bo sam zamierza położyć się spać. Gość wyszedł obrażony.
Telefon z pogróżkami
Około północy zadzwonił telefon stacjonarny. Połączenie trwało 45 sekund. Głos w słuchawce groził panu Janowi, że się z nim policzy i podpali mu dom. Świadkiem tej rozmowy był kolega ofiary, który jeszcze nie zdążył opuścić spotkania.
Minęło kilka minut i rozległ się dźwięk tłuczonego szkła. To przez okno wleciała do środka butelek zapalająca. Flaszka wypełniona prawdopodobnie rozpuszczalnikiem wybuchła i natychmiast wszystko zajęło się ogniem.
Świadek nie dał rady wyciągnąć gospodarza, bo ten był mocno nietrzeźwy i nie był w stanie się poruszyć. Kolega uciekł na zewnątrz i wzywał pomocy. Na ratunek przybiegła mieszkająca w pobliżu siostra pana Jana. Kobieta wpadła do płonącego mieszkania. Za wszelką cenę chciała ocalić brata, ale także ona była bezradna. Pożar stawał się coraz większy. Kiedy zajęło się na niej ubranie uciekła, ratując własne życie.
Kiedy na miejsce dotarła straż pożarna, języki ognia sięgały trzech metrów. Wokół panowała ogromna temperatura. Wkrótce ratownicy odnaleźli częściowo spalone zwłoki gospodarza.
Podejrzany do niczego się nie przyznał
Następnego dnia policjanci zatrzymali podejrzanego o podpalenie Tomasza S. To z jego telefonu tuż przed tragedią wykonano połączenie.
-Podczas pierwszego przesłuchania mężczyzna tłumaczył się, że nie pamięta sytuacji. Przy kolejnym przesłuchaniu także nie przyznał do popełnienia zarzucanego czynu twierdząc, iż miał chwilowy zanik pamięci – mówi prokurator Paweł Król, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie.
Tomasz S. trafił na dwa miesiące do aresztu. Teraz przed sądem będzie odpowiadał za nieumyślne spowodowanie śmierci, zniszczenie mienia i narażenie na niebezpieczeństwo innych osób.
Oskarżonemu grozi do 5 lat więzienia. Dotychczas nie był karany.