To była największa katastrofa śmigłowca w historii polskiego lotnictwa. 10 stycznia 1991 roku w Cisnej runął rządowy helikopter Mi-8T udostępniony telewizyjnej ekipie Magazynu Kryminalnego 997. Zginęło 10 ludzi – 3 członków załogi oraz pasażerowie – miejscowi policjanci i jeden pracownik cywilny. Wszyscy pomagali w realizacji programu. Skorzystali z okazji i postanowili przelecieć się maszyną, aby zobaczyć Bieszczady z góry.
Rano, 10 stycznia 1991 r. telewizyjna ekipa przyleciała do wsi Dołżyca koło Cisnej. Autorzy kręcili rekonstrukcję zdarzeń dotyczących morderstwa pani Alfredy, słynnej rzeszowskiej cinkciarki. 57-latka była nazywana chodzącym kantorem. Handlowała walutą w okolicach sklepu Pewex przy al. Piłsudskiego w Rzeszowie. Została uduszona, a jej ciało zabójca zapakował do skrzyni z płyty pilśniowej i wywiózł w Bieszczady. Znaleziono je 25 listopada 1990 r. w okolicach Dołżycy.
Próbny lot
Ekipa 997 na miejscu kończyła zdjęcia. Pilot przed powrotem postanowił wykonać próbny lot, aby rozpoznać pogodę, która zaczęła się załamywać. Z okazji skorzystało kilka obecnych na planie osób – policjanci oraz pracownik cywilny. Dla nich miała to być wielka atrakcja, nigdy nie lecieli śmigłowcem. Pragnęli zobaczyć góry z lotu ptaka.
Zobacz też:
Maszyna wzbiła się w powietrze. Aby tylko zrobić jedno okrążenie nad okolicą. Lot miał trwać 3 minuty. Mi-8 ledwo zniknął za wzniesieniem, kiedy rozległ się potężny huk, a po chwili w niebo wzbiły się kłęby czarnego dymu.
Ekipa 997 tylko przez przypadek nie wsiadała wtedy do śmigłowca. Obecny na planie Michał Fajbusiewicz, chciał nakręcić lot maszyny do osobnego materiału dla Teleexpressu. Śmigłowiec miał bowiem chwalebną historię, przez kilka miesięcy walczył z pożarami w Hiszpanii.
Jak potem wykazało śledztwo, przyczyną katastrofy była utrata sterowności. Śmigłowiec leciał bardzo nisko zaledwie 40 metrów nad ziemią. Przelatując kotliną zetknął się z mocnym podmuchem wiatru. Pilot nie zdołał podnieść obciążonej maszyny (dodatkowo był w niej zamontowany 800-litrowy zbiornik paliwa), która ogonem zahaczyła o drzewa na stoku wzniesienia. Helikopter runął i zamienił się w kulę ognia.
Nikt nie przeżył katastrofy. Zginęli:
- podkomisarz Marek Pasterczyk (†28 l.) z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krośnie
- aspirant Zdzisław Marciniak (†35 l.) z Komendy Rejonowej Policji w Lesku
- starszy sierżant Roman Górecki (†33 l.) z Komendy Rejonowej Policji w Lesku
- sierżant Bogusław Szuba (†27 l.) z Komendy Rejonowej Policji w Lesku
- sierż. Jacek Typrowicz (†22 l.) z Komendy Rejonowej Policji w Krośnie
- sierż Marek Buda (†21 l.) z Komendy Rejonowej Policji w Krośnie
- Kazimierz Wajda (†34 l.), pracownik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krośnie
- kapitan pilot Paweł Prorok (†35 l.), dowódca załogi śmigłowca
- starszy chorąży pilot Roman Pakuła (†37 l.), drugi pilot śmigłowca
- młodszy chorąży Jacek Główka (†24 l.), technik pokładowy.
W pierwszych godzinach po wypadku wszyscy myśleli, że zginęła także telewizyjna ekipa. Taki komunikat przekazało publiczne radio. Jak wspomina Michał Fajbusiewicz, dopiero wieczorem udało mu się dotrzeć do ośrodka telewizji w Rzeszowie, gdzie mógł skorzystać z telefonu. Stamtąd zadzwonił do żony i ją uspokoił.
Obelisk w Cisnej
W pierwszą rocznicę katastrofy policjanci i mieszkańcy Cisnej wznieśli na jej miejscu pamiątkowy obelisk. 10 stycznia, 1 listopada i w dniu Święta Policji przyjaciele, znajomi i krewni składają na nim kwiaty.
Losy śledztwa
Rekonstruowaną zbrodnię udało się rozwikłać. Zabójcą handlarki walutami okazał się mężczyzna prowadzący bufet Piotr W. Zabił, aby ukraść 5 tys. dolarów, którymi potem zapłacił za samochód. W jego ujęciu pomógł niesamowity przypadek. Jeden z policjantów zwrócił uwagę na reklamę bufetu, sąsiadującego z Pewexem. Była zrobiona z płyt pilśniowych. Kolor i krój czcionki napisu „Bufet ZDZ świadczy usługi” był identyczny jak litery na skrzyni ze zwłokami.
Zabójca został skazany na 25 lat więzienia. Swój wyrok już odsiedział.