Nie chciała oddać dzieci ojcu – Niemcowi. Magdalena V. (†41 l.) chwyciła za nóż, odebrała życie synkowi – Mateuszkowi (†4 l.) i córeczce Julci (†6 l.). Sama popełniła samobójstwo. Do tej przerażającej zbrodni doszło w marcu tego roku w domu jednorodzinnym w Rudniku nad Sanem w powiecie niżańskim. Po kilku miesiącach prokuratura umorzyła śledztwo. To jednak nie koniec sprawy. Badany jest jeszcze jeden wątek.
41-letnia Magdalena V. dłuższy czas mieszkała w Niemczech, ale dokładnie rok wcześniej wróciła do rodzinnego domu w Rudniku. Pracowała w sklepie, kończyła budowę własnego domu.
Dramat rozegrał się około południa, 30 marca – podczas wizyty męża, obywatela Niemiec, z którym kobieta była w trakcie rozwodu.
Mężczyzna przyjechał odebrać dzieci razem z kuratorem, psychologiem i asystą policji.
Sądowa batalia o dzieci
Wcześniej małżonkowie zawarli porozumienie, że dzieci będą w Polce tylko dwa miesiące, a potem wrócą z Magdaleną. Tak się jednak nie stało. Dlatego ojciec zarzucił żonie uprowadzenie i skierował sprawę do sądu. Rozpoczęła się prawnicza batalia. Sąd Okręgowy w Rzeszowie wydał postanowienie o przekazaniu dzieci właśnie ojcu.
– Zgodnie z opinią biegłych dobro dzieci nie było zagrożone i nie stwierdzono przeszkód, aby wróciły do Niemiec, gdzie dotychczas przebywały – informował Tomasz Mucha, rzecznik Sądu Okręgowego w Rzeszowie. Jak wynika z opinii psychologów, chłopczyk i jego siostrzyczka wyrażały chęć mieszkania z tatą, za którym tęskniły.
Odebranie dzieci, zwłaszcza kiedy walczą o nie rodzice, zawsze jest sprawą trudną. Czynności przeprowadzał kurator i psycholog, którzy weszli do domu i prowadzili negocjacje.
– Na prośbę kuratora policjanci zostali na zewnątrz, aby widok munduru nie stresował dzieci. Na zewnątrz pozostawał też ojciec – mówił tuż po zdarzeniu Andrzej Dubiel, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Tarnobrzegu.
Zamknęła się z dziećmi w łazience
Wydawało się, że cała procedura przebiegnie spokojnie. Matka zgodziła się oddać dzieci i zapewniła, że przygotuje je do podróży. Zabrała je do łazienki pod pretekstem umycia. Zamknęła drzwi na klucz i wtedy rozegrał się horror. – Cisza była, jak makiem zasiał. Zbierała dzieci. Co się stało? Nerwy nie wytrzymały? Trudno mi powiedzieć… – stwierdziła potem w wywiadzie matka Magdaleny. To właśnie w jej domu rozegrał się dramat.
Kiedy udało się otworzyć drzwi, w kałuży krwi leżały trzy ciała. Próbowano reanimować ofiary, ale mimo wysiłków ratowników życia matki, ani dzieci nie udało się ocalić. Cała trójka zmarła na miejscu. Matka użyła noża, którym zadawała bezbronnym dzieciom ciosy w klatkę piersiową. W taki sam sposób zabiła także siebie.
Po dramacie zdruzgotany ojciec odjechał. Potem został przesłuchany. Śledczy nie mają informacji, by żona wcześniej odgrażała się mężowi, że zrobić coś złego dzieciom albo sobie.

Kilka wątków śledztwa
Podjęte przez prokuraturę śledztwo miało kilka wątków. Teraz śledczy podjęli ważne decyzje.
Jak poinformował rzecznik prokuratury, śledztwo dotyczące zabójstwa dzieci zostało umorzone, ponieważ sprawca – czyli matka nie żyje. Nie naleziono dowodów na to, by ktoś namawiał Magdalenę V. do samobójstwa.
Śledztwo nie jest jednak całkiem zamknięte. Osoby wątek, który jest nadal badany dotyczy ewentualnego niedopełnienia obowiązków przez kuratora i policjantów, biorących udział w interwencji.