Przejażdżka piątki młodych ludzi skończyła się wielką tragedią. Auto dachowało w rowie w Rzemieniu pod Mielcem. 18-letniej pasażerki nie udało się uratować i zmarła w szpitalu. Dopiero po kilku tygodniach przyszyły wyniki badania krwi kierowcy. Okazało się, że sprawca wypadku – dziś 20-letni mielczanin – nie tylko nie miał prawa jazdy, ale także był pod wpływem narkotyków. Teraz usłyszał wyrok. Za kratami spędzi 8 lat i 2 miesiące.
Do tragedii doszło 23 lutego 2020 r. Była niedziela i dochodziła godz. 4. Osobowym citroenem podróżowało 5 osób: kierowca, jego 21-letni kolega oraz trzy koleżanki w wieku 18 lat.
Jak ustalili policjanci szofer stracił panowanie nad pojazdem. Samochód wjechał do rowu, uderzył w przepust, a następnie dachował.
Pasażerowie w wyniku wypadku doznali poważnych obrażeń i zostali przewiezieni do szpitali w Mielcu, Tarnobrzegu i Rzeszowie. Najbardziej ucierpiały dziewczyny, które siedziały z tyłu. Niestety, jednej z 18-latek nie udało się uratować. Dziewczyna zmarła w szpitalu.
Kierowca był trzeźwy, jednak nie miał prawa jazdy. Pobrano od niego krew do badań na zawartość środków odurzających. Kiedy przyszły wyniki z laboratorium, było już jasne, że młodzieniec był pod wpływem amfetaminy.
Sąd Rejonowy w Mielcu niedawno skazał sprawcę wypadku na 8 lat i 2 miesiące więzienia. Wyrok nie jest prawomocny.