Rzeszów, Podkarpacie, historie i zdarzenia

Komentarz

Ziemia, krew i granice: o co tak naprawdę toczy się wojna w Ukrainie

Wojna w Ukrainie trwa już trzeci rok. Wszyscy wokół zaczęli się do niej przyzwyczajać, jak do starego obrazu na ścianie: nie podoba się, ale się nie rusza. Media przełączają tematy, politycy robią miny, a my? My oglądamy z odległości, jakby to był serial o kimś innym.

Na początku była nadzieja. A potem przyszedł sąsiad z łopatą

Gdy masz za płotem sąsiada, który patrzy ci w oczy i mówi: „Ładne masz te grządki. Szkoda by było…” …to wiesz, że dyplomacja właśnie się skończyła.

Ukraina to rozumiała. I uwierzyła, że Zachód poda jej kij baseballowy.
Podano im kij, owszem. Tylko plastikowy. I bez instrukcji.

A potem zaczęła się wojna. I świat, który jeszcze chwilę wcześniej miał plany weekendowe, musiał znów nauczyć się słowa „front”.

Strefa wpływów, nie państwo. I tak się właśnie kończy wiara w umowy

Rosja to nie jest zły brat, który nie odpisuje na SMS-y. Rosja to imperium z obsesją. Od pięciuset lat nie zna innego języka niż granice przesuwane butem. A Ukraina — czy się to komuś podoba, czy nie — przez długi czas była bardziej strefą wpływów niż niezależnym graczem. Było status quo, był spokój. Ale przyszła Pomarańczowa Rewolucja. Potem Majdan. I w Rosji zapaliło się światło alarmowe: „Ukradną nam bufor. Wciągną NATO.”

W tle — pomoc z USA, kasa z Zachodu, kolorowe obietnice Europy. Może w dobrej wierze. Ale kiedy wpychasz dziecko między dwa rozwścieczone psy i mówisz mu „wybierz stronę”, to nie licz, że wyrośnie z tego coś trwałego.

Wojna, którą można było odwlec

To nie jest głos pacyfisty. To nie jest głos oportunisty. To jest głos człowieka, który nie może uwierzyć, że nikt nie potrafił tej wojny zatrzymać, zanim się zaczęła.

Trzeba było rozmontować całość. Powiedzieć: teraz nie czas na bohaterstwo. Bohaterstwo to luksus, kiedy nie masz nic do obrony prócz ruin.

Ukraina uwierzyła, że może wygrać. Że Zachód się zaangażuje. Że NATO się przesunie. Ale dziś ma zniszczone miasta, miliony uchodźców i społeczeństwo, które płaci najwyższą cenę za politykę prowadzoną z wysokości mapy, nie z poziomu człowieka. A teraz wojna robi się niewygodna. Dla wszystkich.

USA właśnie stoi w rozkroku. Zwłaszcza z Trumpem w tle — a może znów w roli głównej. Z jednej strony: presja na pokój. Z drugiej: zapowiedź wycofania się z rozmów. „Rozejm? Okej. Ale już bez nas. Róbcie to sami”.

I nagle wojna, która była wspólna, robi się gorącym kartoflem. Unia Europejska wchodzi w swoją klasyczną rolę: coś mówi, coś wysyła, coś obiecuje. Zaczyna się mówić o wojsku. O „misjach”. Ale też rosną obawy, że może nie Ukraina będzie kolejną areną — kraje bałtyckie, Polska – My. Bo jak nie ugasisz ognia w kuchni, to w końcu zajmie ci salon.

AI może liczyć. Ale nie czuje tego, co czuje człowiek na froncie

Poprosiliśmy sztuczną inteligencję o prognozę. Nie ma emocji, nie ma ideologii.
I oto liczby:

  • Pokój kompromisowy (zamrożenie konfliktu): 40%
  • Dalsza wojna bez rozstrzygnięcia: 30%
  • Nagłe załamanie Rosji: 15%
  • Pełne zwycięstwo Ukrainy: 10%
  • Globalna eskalacja (NATO vs Rosja): 5%

Tyle mówią modele. Ale modele nie widzą twarzy kierowcy, kucharza, ojca, który nagle staje się żołnierzem. Który nie pytał o wojnę. Któremu ktoś powiedział, że musi zginąć, żeby coś przetrwało.

Tylko nikt nie pyta, czy on sam przetrwa w tej historii.

Naród to nie mit. Ale człowiek to nie mięso

Państwo to organizacja. Naród to idea. Ład występuje nawet w samym słowie „ładnie”. Ale jeśli cała ta konstrukcja wymaga, żeby zwykli ludzie szli pod rakiety za cudze błędy, to może nie chodzi już o ład, tylko o ładunek. Do dział.

Na froncie nie walczą ideologie. Walczą kucharze, magazynierzy, nauczyciele.
Ludzie, których wysłano, bo nikt wcześniej nie potrafił się dogadać.

I co dalej?

Może pokój. Może nowa eskalacja. Może wojna przeniesie się do innego kraju — takiego, który jeszcze dzisiaj śpi spokojnie.

Pewne jest, że po tej wojnie świat będzie wyglądał inaczej:

  • Ukraina, nawet jeśli się utrzyma, będzie krajem z bliznami głębszymi niż dno Dniepru.
  • Rosja — może biedniejsza, może bardziej izolowana, ale wciąż wystarczająco niebezpieczna, żeby reszta świata nie spała spokojnie.
  • Zachód odkryje, że solidarność w deklaracjach i solidarność w czynach to zupełnie inne waluty.
  • Małe państwa zaczną szeptać nowy dekalog: nie prowokuj niedźwiedzia, jeśli nie masz rakiety w kieszeni.
I koniec… który nie jest końcem

Wojna nie kończy się wtedy, kiedy ktoś wygra. Kończy się wtedy, kiedy nikt już nie ma siły walczyć. A potem zostaje cisza — i rachunek, którego nikt nie chciał płacić.

Ulubiony patron cytatów z kruchym związkiem z rzeczywistością, ale z twardą retoryką jak whisky z pazurem, Winston Churchill, byłby w tym temacie kompletnie rozdarty, ale oczywiście nie odmówiłby sobie kilku przemówień z dramatycznym światłem padającym na cygaro.

Gdybyś zapytał go o wojnę w Ukrainie i cały ten bałagan, to powiedziałby coś pomiędzy gorzką prawdą a heroicznym bluffem.

Więc co mógłby powiedzieć, stylizując jego ton?:

„Wojny nie wygrywa się przez to, co się mówi. Wygrywa się przez to, co się znosi.”

„Można prowadzić negocjacje, ale nie z rakietą, która właśnie ląduje na dachu twojego domu”.

„Zawsze warto próbować pokoju. Ale pamiętajcie: Hitler też pisał listy”.

Churchill miał swoją ciemną stronę — kolonialną, imperialną, cyniczną. Ale znał wartość ludzkiego życia, bo sam widział, jak się je marnuje. Więc może powiedziałby też to, całkiem serio:

Zanim każesz ludziom umierać za wolność, upewnij się, że wiedzą, czym ona dla nich jest.

Pogadajmy gestami – wybierz reakcję

😍
8%
11
😱
0%
0
😭
0%
0
👍
92%
135