To był bardzo smutny dzień w Przemyślu. W środę odbył się pogrzeb 12-letniego Kamilka, który zginął, zagryziony przez psa. W kościele i na cmentarzu wylano morze łez, a mała, biała trumna tonęła w białych różach. Rozpaczali rodzice, siostry, dziadkowie. Chłopca przyszli pożegnać nauczyciele i cała VI „B”. Przyjaciele ze szkolnej ławki już nigdy więcej się nie zobaczą, nie pożartują, nie zagrają razem w piłkę…
– Dla Kamilka tak naprawdę życie dopiero się zaczynało. Wszystko było przed nim. Miał ogromne możliwości. Rodzice pokładali w nim wielkie nadzieje. I w jednym momencie powstała olbrzymia pustka – mówił łamiącym się głosem ksiądz. Przyznał, że nie sposób pogodzić ze śmiercią dziecka.
– Co wam dzisiaj powiedzieć, drodzy rodzice, drogie siostry, dziadkowie? Czy są takie słowa, która mogą opisać uczucie bólu i współczucia? – pytał ks. Jerzy.
Próbował pocieszać rodziców. – Droga krzyża po stracie dziecka, powinna wieść przez Maryję. Ona rozumie Wasz ból, bo sama go doświadczyła. Stała pod krzyżem swojego syna. Patrzyła na jego śmierć, a potem tuliła do serca jego martwe ciało. Tak w szpitalu tuliła swojego synka Kamila jego mam Elżbieta – powiedział smutno duchowny.
Do tragedii doszło 28 września. Kamil po szkole poszedł do kolegi – 11-letniego Szymona. W mieszkaniu były dwa pitbulle. Jeden z nich zaatakował. 12-latek został ciężko pogryziony. Trafił do kliniki w Katowicach, ale jego życia nie udało się uratować.
Według prokuratury właściciel psów uznawanych za niebezpieczne, trzymał je bez wymaganego zezwolenia. Postanowiono mu zarzut nieumyślnego spowodowania śmierci. Mężczyzna został aresztowany.
💡 Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł! Podziel się swoją reakcją: