Gdyby żył, miałby osiem lat. Może właśnie wracałby z klasowej wycieczki i szykował się na zakończenie roku szkolnego. W rękach kwiaty dla pani, potem świadectwo z paskiem i wyróżnienie za „wzorowe zachowanie”. Maksio. Chłopiec, którego życie skończyło się, zanim zdążyło się zacząć. Dziś został po nim tylko mały grób z aniołkiem i tragiczna historia, którą teraz przypomina wyrok dla „wujka” i matki.
Sąd Apelacyjny w Rzeszowie podtrzymał 16 czerwca dożywocie dla Grzegorza B. — mężczyzny, który w Rzeszowie z zimną krwią zabił półroczne dziecko. Karina B., matka chłopca, dostała karę o 2 lata surowszą niż w I instancji: 12 lat więzienia. Wyrok, choć sprawiedliwy w swojej literze, nie przynosi ulgi. Nie w sprawie, w której każde słowo waży tyle, co kamień.
To była historia, która w 2017 roku wstrząsnęła Polską. Półroczny chłopczyk, przywieziony do szpitala z poważnymi obrażeniami głowy, nie przeżył. W tym samym szpitalu lekarze rozpoznali znajomą twarz — Lenka, jego starsza siostra, była u nich kilka miesięcy wcześniej. Miała wtedy złamaną nogę. Teraz — poparzenia od papierosów.
Medycyna była bezsilna, ale nie ślepa
Zatrzymano matkę dzieci, Karinę B., ówcześnie 22-letnią. Żyła w trudnym związku, lecz jej bliskość z Grzegorzem B. — kolegą męża — szybko przestała być tajemnicą. Według śledczych to właśnie on miał znęcać się nad dziećmi, szczególnie, gdy Kariny nie było w domu. Ale była. Zdaniem śledczych wiedziała i pozwalała.
Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami — przez wiele długich lat. Relacje biegłych, zeznania lekarzy, psychologów i świadków — wszystko to tworzyło opowieść nie o pojedynczym incydencie, ale o systematycznym okrucieństwie.
Dziś sąd uznał, że za taką opowieść nie wystarczy kara symboliczna. Że są winy, których nie przykryje cisza więziennych murów.
Lenka — ocalona, choć okaleczona — dorasta dziś w rodzinie zastępczej. Biologicznych rodziców już nie ma. Formalnie — zostali pozbawieni praw rodzicielskich. W rzeczywistości — utracili coś znacznie więcej.
Została pusta przestrzeń po chłopcu, który mógł być wszystkim.
I pytanie, które w takich sprawach wraca jak echo: czy ktoś mógł to zatrzymać wcześniej?