Wojna się skończyła, ale nie w tym miejscu. W Bieszczadach grozę siały bandy ukraińskich nacjonalistów spod znaku UPA. We wsi Łubne zorganizowały zasadzkę na młodych żołnierzy, skierowanych do ochrony pogranicza. Wszyscy zginęli – wielu z nich było okrutnie torturowanych. Lokalna społeczność o wydarzeniach sprzed 77 lat nie może zapomnieć. W miejscu tragedii uczczono pamięć ofiar.
W weekend policjanci, żołnierze i mieszkańcy wspomnieli poległych. Złożyli kwiaty, zapalili znicze, przywołali wspomnienia tragicznej historii.
Uroczystości odbyły się przy pomniku, który ustawiono w miejscu, gdzie rozegrały się tragiczne wydarzenia. Był jednym z wielu epizodów rzezi na Polakach, która zaczęła się na Wołyniu, ale była także prowadzona na obecnych wschodnich obszarach województwa podkarpackiego.
1 kwietnia 1947 r. w zasadzkę wpadli żołnierze jadący drogą Baligród-Cisna. Byli to głównie młodzi, dwudziestokilkuletni mężczyźni. Odbywali służbę w Wojsk Ochrony Pogranicza. Pochodzili z jednostki w Koszalina. Byli kawalerzystami i tylko takie jednostki sprawdzały się w trudnym terenie. Przydzielono ich zwłaszcza do ochrony posterunku w Cisnej, który był regularnie napadany.
Mieli lada dzień wracać do domu
Dowódca kawalerzystów już załatwił swoim ludziom powrót do domu. Misję mieli zakończyć pod koniec marca, ale wyjazd przełożono o kilka dni.
W zasadzce zorganizowanej przez UPA, zginęło 31 żołnierzy, jak również Jan Duplak – milicjant, komendant przywróconego posterunku w Cisnej.
Banda zaatakowała z pobliskiego lasu. Ukryło się w nim około 180 osób. Otworzyli ogień do wojskowego samochodu. Ci, którzy próbowali ukryć się w rowie, zostali zaatakowani przez grupę kolejnych 80 upowców, którzy wyskoczyli z rowu. Mała grupka Polaków była bez szans.
Podczas ataku zginęło 21 żołnierzy zginęło na miejscu. 10 zostało uprowadzonych do lasu, gdzie byli przed śmiercią torturowani. Potem znaleziono okaleczone, rozebrane ciała przywiązane do drzew.
Z masakry cudem ocalało tylko dwóch żołnierzy.