W powiecie kolbuszowskim policjanci odkryli złodziejską dziuplę. Trafiały do niej auta zrabowane we Włoszech, Anglii i Niemczech. 34-letni właściciel składziku na dwa miesiące trafił do aresztu. Odpowie za paserstwo. Kłopoty mogą mieć także ci, którzy kupowali od niego części.
Dziuplę w gminie Majdan Królewski w powiecie kolbuszowskim namierzyli policjanci z Wydziału Kryminalnego Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie wraz z funkcjonariuszami Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej. Śledczy ustalili, że do warsztatu trafiały auta zrabowane w latach 2020 – 2021.
Zobacz też:
Policjanci zaznaczają, że śledztwo trwa. Prowadzący postępowanie mogą teraz sprawdzać, kto kupował kradzione części od pasera. A to w przypadku handlu np. przez internet, może być całkiem proste.
Co wtedy? Policja ma obowiązek zatrzymać auto, w której jest kradziona część. Taka część wciąż bowiem należy do okradzionego. To, czy dostaniemy zarzut, zależy od prokuratora – czy zdołamy go przekonać, że daną rzecz nabyliśmy w dobrej wierze. Ale jeśli śledczy uznają, że mogliśmy przypuszczać, że może być trefna, podpadamy pod art. 292. Kodeksu Karnego. A jego treść brzmi tak:
§ 1. Kto rzecz, o której na podstawie towarzyszących okoliczności powinien i może przypuszczać, że została uzyskana za pomocą czynu zabronionego, nabywa lub pomaga do jej zbycia albo tę rzecz przyjmuje lub pomaga do jej ukrycia, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
Pod Kolbuszową zabezpieczone podczas nalotu części pochodziły z aut takich marek jak: Mercedes, BMW i Jeep. W warsztacie znajdowały się m. in. silniki, elementy karoserii, ale też wyposażenie wnętrza pojazdów, radia samochodowe i instalacje elektryczne.