Roman S. (32 l.) – według śledczych – spowodował śmiertelne obrażenia 65-letniej Jadwigi K. Mężczyzna potem zmasakrował ciało ofiary. Pociął je na kawałki i próbował spalić w piecu. Przez kilka dni policjanci poszukiwali szczątek kobiety. Ten horror rozegrał się w styczniu tego roku. Po kilku miesiącach śledztwa, – 22 września oskarżony o zbrodnię mężczyzna stanął przed sądem.
Do tego zdarzenia jak z horroru doszło w gospodarstwie położonym na uboczu we wsi Zdziechowice w powiecie stalowowolskim. W domu mieszkał syn z ojcem. Od roku odwiedzała ich Jadwiga K. z sąsiedniej miejscowości. – Wspólnie biesiadowali. Młodszy z mężczyzn mówił, że to jego dziewczyna. Ale nie wiadomo, czy tak było, czy sobie tylko żartował… – opowiada nam jeden z mieszkańców.
Zobacz też:
9 stycznia Jadwiga była widziana ostatni raz i to tego dnia – według ustaleń śledczych – miało dojść do tragedii. Podczas sprzeczki 65-latka prawdopodobnie została brutalnie pobita i w wyniku obrażeń zmarła.
Według śledczych Roman S. postanowił pozbyć się ciała. Zabrał je do stodoły i dokonał jego zbezczeszczenia. Siekierami i piłą porąbał zwłoki na kawałki. Próbował pozbyć się szczątków w piecu centralnego ogrzewania. Ale część fragmentów porozrzucał po gospodarstwie.
O tragedii przez kilka dni nikt nie wiedział. Jadwigi nikt też nie szukał. – Nie wiedzieliśmy, co się z nią dzieje, ale nie wydawało nam się to dziwne. Po prostu często jeździła do Zdziechowic. Nic na temat tej sprawy nie wiemy – mówił nam krewny kobiety.
W sprawie występuje także znajomy towarzystwa – Piotr K. (54 l.). Mężczyzna biesiadował wspólnie z nimi w gospodarstwie 9 stycznia. Potem wrócił do siebie. Po kilku dniach odwiedził kolegów – Romana i jego ojca. Prawdopodobnie wtedy dowiedział się, co się wydarzyło, ale od razu nie powiadomił policję i za to postawiono mu zarzut. Mimo to, we wsi pojawiła się upiorna plotka. Ludzie zaczęli mówić, że w domu S. z pieca “zrobiono krematorium”.
Policja pojawiła się na posesji, dokonała przeszukania, znalazła szczątki kobiety. Przeszukania trwały kilka dni. Prowadzono je w budynku, stodole, przejrzano nawet ule. W wizji lokalnej uczestniczył Roman S., a także Piotr K.
Dom rodziny S. nie cieszył się dobrą opinią. – Był tam alkohol, przemoc, interwencje policji – mówią miejscowi. – Romek wcale nie był takim złym chłopakiem, nawet skończył studia marynarskie, pracował na morzu, potem w Holandii. Ale zgubiły go używki, alkohol – dodają mieszkańcy.
Roman S. przebywa w areszcie. Jego proces rozpoczął się w środę, 22 września w Sądzie Okręgowym w Tarnobrzegu. Sąd wyłączył jawność rozpraw. Mężczyźnie grozi dożywocie.