Prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump, ogłosił nominację Thomasa Rose’a na stanowisko ambasadora USA w Polsce. Kim jest? Jest znany z silnie proizraelskich poglądów i określany jako “ognisty konserwatysta, zagorzały syjonista i ortodoksyjny Żyd”.
“Z przyjemnością informuję, że Thomas Rose zostanie nowym Ambasadorem Stanów Zjednoczonych w Polsce. Thomas jest szanowanym biznesmenem i komentatorem, który przez prawie dekadę prowadził udany program radiowy w Sirius XM i pełnił funkcję wydawcy i dyrektora generalnego The Jerusalem Post. Zadba o to, aby nasze interesy były reprezentowane w Polsce i zawsze stawiał Amerykę na pierwszym miejscu” – napisał Donald Trump na platformie X.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Obecnie Rose jest współgospodarzem konserwatywnego talk-show i podcastu “Bauer&Rose Show” w radiu satelitarnym SiriusXM. W ostatnim czasie zabierał głos w sprawach dotyczących Polski, krytykując rząd Donalda Tuska za groźby aresztowania premiera Izraela, Benjamina Netanjahu, oraz chwaląc prezydenta Andrzeja Dudę za przekonanie Tuska do zmiany decyzji. W innych wypowiedziach krytykował zmiany wprowadzone przez rząd w mediach publicznych oraz podkreślał, że polskie władze podziemne nie były zaangażowane w tłumienie powstania w getcie warszawskim, lecz stawiały opór Hitlerowi.
W latach 1997-2005 Rose pełnił funkcję wydawcy i szefa dziennika “Jerusalem Post”. Wcześniej działał we władzach stanu Indiana, skąd pochodzi. W latach 80. był dziennikarzem japońskiej stacji telewizyjnej i napisał książkę “Big Miracle” o operacji uwolnienia wielorybów spod arktycznego lodu, która doczekała się w 2012 roku hollywoodzkiej ekranizacji.
– Jestem głęboko zaszczycony i głęboko zaszczycony, że nasz twórca historii poprosił mnie o pełnienie funkcji ambasadora w Polsce. Jeśli zostanę zatwierdzony, będę każdego dnia robił wszystko, co w mojej mocy, aby promować, bronić i rozwijać interesy Stanów Zjednoczonych Ameryki i naszego wspaniałego prezydenta – napisał na swoim X Rose.

Nowy ambasador USA w Polsce – sojusznik czy gracz polityczny?
Nominacja Thomasa Rose’a na ambasadora USA w Polsce to wydarzenie, które odbija się szerokim echem na scenie politycznej. Nie jest tajemnicą, że obecny rząd Donalda Tuska nie ma najlepszych relacji z administracją Trumpa. Negatywne komentarze pod adresem byłego (i potencjalnie przyszłego) prezydenta USA w czasie kampanii wyborczej, a także gesty dyplomatyczne – jak chociażby pominięcie premiera Polski na zaprzysiężeniu prezydenta USA – nie ułatwiają budowania silnego sojuszu. A przecież Ameryka to nasz kluczowy partner strategiczny, zarówno w kontekście bezpieczeństwa, jak i polityki międzynarodowej.
Z kolei polska prawica, która naturalnie sprzyja Trumpowi, również ma swoje wątpliwości. Rose nie tylko reprezentuje interesy Stanów Zjednoczonych, ale także ma silne powiązania z Izraelem. A to oznacza, że polityka USA wobec Polski może być także kształtowana pod wpływem relacji amerykańsko-izraelskich. W teorii, polska prawica stawia na niezależność i suwerenność, ale w praktyce nie zawsze jest w stanie zająć stanowcze stanowisko – tym bardziej wobec tak dużych graczy na arenie międzynarodowej.
W tym wszystkim trzeba pamiętać, że ambasador USA nie jest polskim urzędnikiem. On pracuje dla swojego kraju i reprezentuje amerykańskie interesy. To my musimy troszczyć się o swoje sprawy, a nie oczekiwać, że ktoś z zewnątrz zrobi to za nas. Problem w tym, że w polskiej polityce brakuje odwagi, wyraźnie wyrażanych poglądów i stanowczych kroków. Interes Polski często nie jest stawiany na pierwszym miejscu, a nasi politycy unikają jasnych deklaracji. W przeciwieństwie do takich przywódców jak Viktor Orbán na Węgrzech, który – choć kontrowersyjny – potrafi jasno określić swoje stanowisko i bronić interesów swojego kraju.
Pytanie, czy Polska będzie w stanie wyciągnąć wnioski i nauczyć się prowadzenia skutecznej polityki międzynarodowej, czy dalej będzie miotać się między wpływami wielkich mocarstw, pozostając biernym graczem na własnym podwórku?
💡 Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł! Podziel się swoją reakcją: