Rzeszów, Podkarpacie, historie i zdarzenia

5 lat więzienia

Sąd nie miał wątpliwości. Były wikary winny sześciu zarzutów

Na Podkarpaciu, gdzie wiatr przebiega przez podgórskie wioski szybciej niż plotka, a dzwony kościelne nadal sąsiadują z czajnikiem w kuchni, sąd wydał wyrok, który nie mieści się w spokojnym krajobrazie.

W Rzeszowie, mieście bardziej znanym z okrągłej kładki niż artykułów o przemocy instytucjonalnej, 34-letni ksiądz — były wikariusz z parafii w Święcanach — został skazany na pięć lat pozbawienia wolności. Oskarżono go o czyny, których nawet prokuratura wypowiada z zawodowym opanowaniem, jakby każde słowo musiało najpierw przejść przez filtr społecznego lęku: molestowanie pięciu chłopców, z których dwóch nie przekroczyło piętnastego roku życia.

Proces toczył się za zamkniętymi drzwiami. Jak zawsze w takich sprawach, sprawiedliwość i milczenie stały w tej samej sali. Duchowny, znany mediom jako Dominik R., częściowo przyznał się do winy. Częściowo — to słowo, które często staje się parasolem dla instytucji, które nie chcą moknąć w deszczu prawdy.

Ostateczny wyrok był jednoznaczny, choć ujęty w ramy terapeutyczne: pięć lat pozbawienia wolności w systemie leczenia zamkniętego, dożywotni zakaz wykonywania zawodów związanych z edukacją, opieką czy wychowaniem małoletnich, a także dziesięcioletni zakaz przebywania w ich otoczeniu. Do tego nawiązki finansowe — od 15 do 80 tysięcy złotych — dla pięciu pokrzywdzonych. W wyroku nie było retoryki. Była litera prawa — chłodna, ale wyraźna. Kara miała nie tylko ukarać, ale też zapobiegać.

A jednak to, co najbardziej rezonuje, to nie długość kary. To data. 2021–2023. To dwa lata. Nie mówimy tu o archiwalnej sprawie sprzed dekad, nie mówimy o zamierzchłej przeszłości, która „na szczęście się nie powtórzy”. Mówimy o czasie, który znasz.

W Polsce, gdzie społeczna wrażliwość na krzywdę bywa coraz bardziej świadoma, sprawy takie jak ta niosą ze sobą ciężar większy niż tylko sądowy. To nie tylko dramat ofiar, lecz również wyzwanie dla wspólnoty, której struktury bywają mylnie utożsamiane z jednostkowymi czynami. Choć zdarzają się próby wykorzystania takich wydarzeń do budowania atmosfery nieufności czy tworzenia narracji przeciwko całym grupom, to nie one nadają ton rzeczywistości. W gruncie rzeczy — i to warto odnotować — większość ludzi nie szuka pretekstu do potępienia. Sprawiedliwość, jeśli ma mieć sens, nie polega na zbiorowej odpowiedzialności, ale na ujawnieniu prawdy i wyciągnięciu konsekwencji.

Dobrze, że te sprawy wychodzą na jaw. Dobrze, że kończą się wyrokami. Bo tylko w świetle dnia można rozpoznać granice, które ktoś naruszył — i przypomnieć, że one nadal istnieją.

Wyrok jest nieprawomocny. Tak samo, jak nieprawomocna jest cisza, która po nim zapadła.

Pogadajmy gestami – wybierz reakcję

😍
42%
18
😱
0%
0
😭
0%
0
👍
58%
25