To, co wydarzyło się w rozmowie Trump-Putin, można nazwać dyplomatycznym teatrem – pytanie tylko, kto tu kogo rozgrywa.
Z jednej strony mamy Trumpa, który – jak wynika z relacji Kremla – rzekomo negocjuje rozejm, normalizację relacji i wspólne inicjatywy. Putin zaś występuje w roli „konstruktywnego” gracza, który nagle chce pokoju, ale stawia twarde warunki: pełne wstrzymanie zachodniej pomocy dla Ukrainy i uznanie „legitymowanych interesów Rosji.” Brzmi jak oferta, którą można jedynie odrzucić – albo skapitulować.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Patrząc na to dyplomatycznie, Kreml rozgrywa klasyczny gambit – Putin kreuje się na lidera gotowego do ustępstw, ale w rzeczywistości proponuje warunki niemożliwe do zaakceptowania. Rosja chce nie tylko wymusić na USA i Europie zaprzestanie wsparcia Ukrainy, ale także uzyskać legitymizację swojej agresji i wprowadzić Zachód w rolę gwaranta rosyjskiego porządku.
Trump, przynajmniej w kremlowskiej narracji, daje się w to wpisać – rola negocjatora, który „przekonuje” Putina do gestów w dobrej wierze, wygląda dobrze w mediach. Tyle że te „gesty” to klasyczny dym i lustra: Rosja nie ma nic do stracenia, oferując czasowe wstrzymanie ataków, skoro od miesięcy przegrupowuje siły.
Pytanie brzmi: czy to rzeczywista próba deeskalacji, czy tylko gra Putina, by kupić sobie czas i podzielić Zachód? Bo jeśli chodzi o dyplomatyczną sztukę iluzji, Kreml jest w tym mistrzem.
💡 Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł! Podziel się swoją reakcją: