Tragedia w Rudniku nad Sanem wstrząsnęła całą Polską. Magdalena V. (†41 l.) nie chcąc oddać ojcu – Niemcowi dzieci, zabiła je i popełniła samobójstwo. W środę, 7 kwietnia odbył się pogrzeb kobiety. Została pochowana przez swoją rodzinę, ale bez córeczki i synka. Ich ciała zabrał do Niemiec ojciec.
Magdalena dotąd mieszkała w Niemczech. Tam wzięła ślub z Niemcem i tam urodziły im się dzieci – córeczka Julcia (†6 l.) i Mateuszek (†4 l.). Małżeństwo przechodziło kryzys, postanowiło się rozstać i było w trakcie rozwodu.
Kobieta rok temu zabrała dzieci i przeprowadziła się do rodzinnego Rudnika. Tu próbowała normalnie żyć razem swoimi pociechami. Pracowała w sklepie, kończyła budowę domu, posyłała córeczkę do zerówki, a synka do ochronki.
Zobacz też:
Początkowo jej mąż zgodził się, aby dzieci zostały przez dwa miesiące w Polsce. Potem wystąpił do sądu o to, aby matka mu je oddała, by dalej mogły mieszkać w Niemczech. Sąd uznał, że dobro dzieci nie będzie zagrożone i nic nie stoi na przeszkodzie, aby wróciły do swojego poprzedniego miejsca zamieszkania. Sąd badał tylko ten wątek, nie zajmował się władzą rodzicielską.
30 marca przed rodzinnym domem Magdaleny zaroiło się od samochodów. Przyjechała pani kurator, psycholog i ojciec. Była też asysta policji. Jak powiedziała w programie Alarm w TVP1 babcia dzieci, która przebywała wtedy w domu, jej córka była zdecydowana oddać dzieci. Ale chciała razem z nimi wracać do Niemiec. Dzieci były już nawet spakowane. Wyszła porozmawiać z mężem, który czekał na zewnątrz.
– Jak ona poszła na drogę, to się okazało, że tam jest pełno policji, że jest bus, a w busie siedzi ojciec dzieci, brat, matka, kolega i adwokat. I babka powiedziała, że oni chcą tylko dzieci. Jej nie chcą – mówi w programie matka Magdaleny.
Jej córka wróciła do domu, zabrała dzieci do łazienki, gdzie doszło do dramatu. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Kobieta do zadania śmiertelnych ran użyła noża.
7 kwietnia odbył się pogrzeb Magdaleny. Do kościoła wprowadzono urnę z jej prochami. Obok niej ustawiono zdjęcia zmarłej oraz jej dzieci. Ksiądz prosił, aby także za nie się modlić. Podczas kazania nie odniósł się do dramatycznych wydarzeń. Mówił o nadziei jaką daje Chrystus Zmartwychwstały, polecając ufność w Boże miłosierdzie.
Na pogrzeb przyszło wiele osób: rodzina krewni, sąsiedzi, znajomi, koleżanki z pracy. W intencji zmarłej i dzieci zamówiono kilkadziesiąt mszy świętych.