Przyznał się, przepraszał i chciał załatwić sprawę krótką karą i 20 tys. zł zadośćuczynienia. Ale tak łatwo nie było. Marek T. pieniądze zapłaci, ale będzie musiał jeszcze swoje odsiedzieć w więzieniu. Jaką karę wymierzył mu sąd?
5 kwietnia Sąd Okręgowy w Rzeszowie wydał wyrok w procesie Marka T. (45 l.). Mężczyzna odpowiadał za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu 22-letniego Maksymiliana B. Oprawca zaatakował go na ulicy w Leżajsku i tasakiem odciął mu lewą dłoń.
– Chciałem go tylko nastraszyć. Odruchowo machnął rękę, dlatego uderzyłem – tłumaczył w sądzie oskarżony.
Zobacz też:
Na pierwszej rozprawie Marek T. przeprosił ofiarę i postanowił dobrowolnie poddać się karze. Chciał dla siebie 4 lata więzienia i zgodził się zapłacić pokrzywdzonemu 20 tys. zł zadośćuczynienia. Prokurator nie zgodził się z taką propozycją i proces toczył się wiele miesięcy.
Atak na ulicy
Wszystko wydarzyło się 20 września 2021 r. w Leżajsku. Wieczorem 21-letni Maksymilian B. jechał rowerem do kolegi. Nagle spadł mu łańcuch. Młodzieniec na chodniku próbował naprawić usterkę. Nagle zatrzymał się obok niego skuter.
Zamaskowany kaskiem mężczyzna doskoczył do 21-latka. W ręku trzymał kuchenny tasak. – „I co teraz?” – syknął, a potem nie czekając na odpowiedź mocnym uderzeniem odciął ofierze lewą dłoń. Następnie napastnik wskoczył na swój pojazd i uciekł.
Ofiara była w szoku
Ofiara ataku była w szoku. Zdołała sama wyciągnąć telefon i wykręcić numer do kolegi oraz na 112. Wkrótce podeszli do rannego młodzieńca przechodnie. Natychmiast udzielili mu pomocy, tamowali krwotok.
Ratownicy zabrali poszkodowanego do szpitala i zabezpieczyli leżącą na chodniku dłoń. 22-latek błyskawicznie został przetransportowany do kliniki im. Rydygiera w Krakowie, gdzie przeszedł 7-godziny zabieg przyszycia kończyny. Po kilku dniach szpital zorganizował konferencję prasową, na której wystąpił Maksymilian. Bardzo dziękował chirurgom za ich wielki wysiłek. Pytany o zdarzenie, twierdził, że zna sprawcę, ale nie wie dlaczego go zaatakował.
Oskarżony przyznał się do winy
Po kilku godzinach od napadu policjanci zatrzymali podejrzanego Marka T. Mężczyzna najpierw milczał. Wykonano szybko badania DNA śladów krwi znalezionych na jego odzieży oraz na tasaku, które okazały się niezbitymi dowodami.
44-latek w końcu – jeszcze w czasie śledztwa – przyznał się do winy i złożył wyjaśnienia, które – jak uważa prokuratura – w niewielkim zakresie zgadzają się ze zgromadzonym materiałem dowodowym.
Marek T. w sądzie nie chciał odpowiadać na pytania. Podtrzymał jednak niektóre zeznania, które złożył w śledztwie. Wspomniał o incydencie w lokalu z automatami, który ochraniał. Miesiąc wcześniej zauważył jak ktoś w nocy chce dostać się do pomieszczeń i spłoszył intruza. Stwierdził, że zapamiętał charakterystyczną bluzę. Zaczepił potem na ulicy rowerzystę, bo był podobnie ubrany.
Zanim doszło do ataku mężczyzna zatrzymał się w oddali i paląc papierosa przyglądał się ofierze jak ta naprawia na chodniku rower. Podjechał do niej i użył tasaka, który kupił za 180 zł w markecie budowlanym.
Prokuratura zaznacza, że pokrzywdzony w swoich zeznaniach zaprzeczył, aby wcześniejsze zdarzenie – związane z incydentem w lokalu – miało miejsce.
Oskarżony był już wcześniej karany
Marek T. z zawodu jest brukarzem. Jest rozwiedzionym ojcem dziecka. Był wcześniej wielokrotnie karany m. in. za przestępstwa przeciwko mieniu – w tym kradzieże, włamanie, paserstwo oraz kierowanie rowerem po alkoholu.
Teraz odpowiadał za spowodowanie kalectwa, a także za narkotyki, które znaleziono w jego mieszkaniu.
5 kwietnia zapadł nieprawomocny wyrok. Mężczyzna został skazany na 8 lat i 2 miesiące więzienia. Musi też Maksowi zapłacić – tyle ile proponował – 20 tys. zł nawiązki.