Na pierwszy rzut oka to był po prostu samochód. Czarny mercedes z błyszczącą karoserią, zaparkowany niepozornie na terenie lokalnego warsztatu. Dla jego właściciela – 39-letniego mieszkańca powiatu niżańskiego – był czymś więcej. Był spełnieniem, owocem starań, dowodem na to, że czasem marzenia przyjeżdżają na czterech kołach z zagranicy.
Auto sprowadzono z Francji. Formalności dopełniono, dokumenty się zgadzały. Wszystko wydawało się czyste. A jednak – jak to często bywa z rzeczami z drugiej ręki – jego historia była dłuższa, niż wskazywał przebieg.
To był koniec tygodnia, gdy niżańscy funkcjonariusze zapukali do drzwi właściciela. Informacja była konkretna: możliwe, że mercedes został skradziony. W warsztacie policjanci odnaleźli auto – bez tablic, ale z numerem VIN, który nie kłamie. W systemie figurował jako pojazd utracony na terenie Francji.
Właściciel był zaskoczony. Zapewniał, że nie miał pojęcia. I wszystko wskazuje na to, że mówił prawdę – kupił marzenie, nie wiedząc, że jego lakier skrywa cudzą stratę.
Samochód został zabezpieczony i trafił na policyjny parking. Tam będzie czekał – nie na naprawę, ale na powrót do kogoś, kto pewnie dawno spisał go na straty.
A morał? Prosty i stary jak motoryzacja: zanim zakochasz się w aucie, poznaj jego historię. Bo czasem to nie samochód zmienia życie właściciela – tylko jego przeszłość.
emerytowana obserwatorka życia codziennego