Nie wiadomo, co robił w tamtej chwili – może wracał do domu, może szedł na spacer, może właśnie myślał o czymś zupełnie innym. Może czuł majowe słońce na skórze, tak, jak każdy inny mieszkaniec Queens tamtego popołudnia.
Nie był na służbie. Ale był policjantem. I zareagował, choć nie miał przy sobie broni i czasy, by wezwać posiłki, zadziałał. Zrobił to natychmiast, bez wahania, w sposób, który mówi wszystko o tym, kim jest.
Dlatego dziś piszemy tę historię nie jako relację z brutalnego ataku na dziewięcioletnią dziewczynkę, ale jako opowieść o człowieku, który urodził się w Łańcucie, dorósł w Nowym Jorku i pokazał, że można być funkcjonariuszem i pozostać człowiekiem.
Nie odwracaj wzroku
10 maja 2025 roku. Dziewczynka stoi z mamą na rogu ulicy. Rozmawiają, może czekają na zielone światło. Nic szczególnego.
Do dziewczynki podchodzi mężczyzna. Zadaje pytanie. Po chwili uderza ją z całej siły w twarz. Dziecko upada na ziemię. Ma rozciętą wargę, siniaki, wybite zęby.
Wszystko nagrała kamera. Obraz, który w mediach nazwano „szokującym”. Ale to, co wydarzyło się później, nie zostało zarejestrowane przez żadną kamerę w takiej rozdzielczości, jaką ma ludzka decyzja.
Na miejscu był Sebastian Hajder – sierżant NYPD. Rodem z Łańcuta. Poza służbą. W cywilnym ubraniu.
Zareagował natychmiast. Ruszył za napastnikiem. Zatrzymał go.
Został zaatakowany. Mężczyzna ugryzł go w kolano, w dłoń. Odgryzł opuszek palca wskazującego. Lekarze nie byli w stanie go przyszyć.
Ale w tamtej chwili palec był najmniej istotny. Sebastian Hajder nie działał z pozycji bohatera. Po prostu nie mógł przejść obojętnie.
Z Łańcuta do Nowego Jorku
Urodził się w Łańcucie. Wyemigrował z rodzicami jako dziecko, ale dorastał w polskim domu. Mówi po polsku. Uczył się w polskiej szkole im. św. Królowej Jadwigi w nowojorskim Ridgewood. Dziś jest sierżantem nowojorskiej policji. Pracuje w 79. posterunku. Wcześniej – w 67. Od 2013 roku w mundurze.
Nie robi hałasu wokół siebie. Koledzy z pracy mówią o nim: zawsze pierwszy, zawsze konkretny, zawsze gotowy.
Po ataku został przewieziony do szpitala. Opuszka palca nie udało się uratować.
Została tylko rana – i reakcja, której nie da się cofnąć.
Zwykły incydent. Ale ważny
Napastnik – wcześniej skazany za próbę morderstwa – trafił do aresztu. Został oskarżony o napaść i narażenie dziecka na niebezpieczeństwo. Grozi mu do 25 lat więzienia.
Dziewczynka wróciła do domu. Żyje. Będzie dochodzić do siebie.
Sebastian Hajder też dochodzi do siebie. Bez palca. Ale z czymś, czego nie da się wymierzyć ani zszyć. Nie zrobił tego dla medali. Nie zrobił tego, bo ktoś kazał. Zrobił to, bo uznał, że nie może inaczej.
emerytowana obserwatorka życia codziennego