Strach bliskich był ogromny. Dziecko zniknęło z placu zbaw. Zrozpaczona matka wszędzie szukała synka, aż w końcu powiadomiła policjantów. Gorzyce pod Tarnobrzegiem przeczesywało 25 mundurowych. Na szczęście wkrótce wszystko się wyjaśniło i mamie spadł kamień z serca.
Policjanci zostali postawieni na nogi w sobotę po godz. 20. Mama 11-latka powiadomiła mundurowych, że zaginął jej syn. Z przekazanych przez nią informacji wynikało, że chłopiec około godz. 15, bawił się na placu zabaw. Potem zniknął. Kobieta szukała syna sama razem z rodziną. Była u jego znajomych i kolegów, sprawdziła place zabaw i miejsca, w których mógł przebywać. Bez efektu. Zrozpaczona poprosiła o pomoc stróżów prawa.
Policjanci natychmiast przystąpili do akcji. Po okolicy jeździło mnóstwo radiowozów. Funkcjonariusze ustalili też, że chłopiec nie sprawiał problemów wychowawczych i nie miał konfliktów z rówieśnikami, dlatego wersja ucieczki z domu, była mało prawdopodobna. Zbliżała się noc i temperatura zaczęła spadać, a chłopcu mogło zagrażać niebezpieczeństwo, dlatego do działań zaangażowano kolejnych policjantów z Tarnobrzega, Grębowa, Nowej Dęby i Baranowa Sandomierskiego, łącznie 25 funkcjonariuszy. Mundurowi podejrzewali, że chłopiec mógł pojechać rowerem do innej miejscowości, dlatego akcję przekierowano do przyległych wiosek. Wysiłki funkcjonariuszy przyniosły zamierzony efekt.
Zobacz też:
Do jednego z patroli w miejscowości Orliska w gminie Gorzyce, zgłosiła się kobieta z poszukiwanym chłopcem. 42-latka twierdziła, że 11-latek przyjechał rowerem do jej domu oddalonego około 2 km od miejsca zamieszkania i bawił się z jej 10-letnim synem. Nastoletni gość oznajmił jej, że nie zna numeru telefonu do swojej mamy, której nie powiadomił. Gdy kobieta usłyszała, że w okolicy policjanci prowadzą akcję poszukiwawczą zaginionego chłopca, szybko skojarzyła o kogo chodzi.
11-latek oświadczył, że bawiąc się z kolegą stracił poczucie czasu. Przed godz. 22, cały i zdrowy trafił pod opiekę bliskich.