Gdy pożary trawiące południową Kalifornię zamieniały kolejne domy w zgliszcza, luksusowa willa w Malibu, należąca do 64-letniego Davida Steinera, pozostała nietknięta. Położona nad samym brzegiem oceanu rezydencja za 9 milionów dolarów wyróżniała się jak latarnia morska wśród morza popiołów.
David Steiner, emerytowany dyrektor firmy zajmującej się segregacją odpadów, przyznał, że na początku był przekonany, iż jego dom również przepadł w płomieniach. Lokalne nagrania, które otrzymał od znajomego wykonawcy, przedstawiały szalejący ogień pochłaniający posesje w okolicy.
„Myślałem, że straciliśmy wszystko” – wspomina Steiner. Chwilę później zaczął dostawać wiadomości z całego kraju. „Włącz telewizor! Twój dom jest w wiadomościach!” – brzmiały SMS-y od znajomych.
Jego trzypiętrowa willa przetrwała dzięki solidnej konstrukcji. Budynek wykonano z tynku i kamienia, a ognioodporny dach i pale wbite głęboko w skały zapewniły ochronę przed wirującymi w powietrzu iskrami. Jak tłumaczy Steiner, projektując rezydencję, bardziej obawiał się trzęsień ziemi niż pożarów. Nie spodziewał się, że te cechy uratują jego dom w obliczu ognistej katastrofy.
Zdjęcia ocalałej willi, stojącej samotnie wśród popiołów, szybko obiegły media, stając się symbolem nadziei w obliczu niszczycielskiego żywiołu. „To cud! Cuda nigdy się nie kończą” – powiedział Steiner w rozmowie z „New York Post”.
Tymczasem sytuacja w Kalifornii pozostaje dramatyczna. Pożary, które wybuchły 7 stycznia, wciąż szaleją, pochłaniając lasy, zarośla i całe osiedla. Do tej pory ogień zniszczył 15 tysięcy hektarów – obszar równy powierzchni Paryża. Zginęły już 24 osoby, a ponad 10 tysięcy budynków zostało uszkodzonych lub doszczętnie strawionych.
Strażacy walczą na granicy wytrzymałości, próbując opanować chaos. „Potrzebujemy pomocy od matki natury, aby zatrzymać to piekło” – powiedział jeden z nich w rozmowie z CNN.