Turysta wyszedł w Bieszczady i zabłądził schodząc z Tarnicy. Wcześniej zamówił taksówkę. Kierowca nie mogąc doczekać się na swojego klienta, zaczął się niepokoić. W końcu wezwał ratowników GOPR. Pomoc dotarła w ostatniej chwili. Poszkodowany 35-latek, z objawami hipotermii, śmigłowcem został zabrany do szpitala.
Wszystko działo się w sobotę 4 grudnia. Służby ratunkowe zostały powiadomione około godz. 18. Alarm podniósł taksówkarza, który przyjechał do Wołosatego po turystę. Umówił się z nim, ale ten nie pojawił się na parkingu. Zaniepokojony szofer skontaktował się z klientem. Wtedy zorientował się, że mężczyzna potrzebuje pomocy.
Turysta wybrał się na spacer w góry dość późno, około godz. 15. Przeliczył się ze swoimi możliwościami i pogodą. Wiał silny wiatr, który zatarł ślady. Mężczyzna zgubił szlak i nie wiedział gdzie się znajduje. Szybko tracił siły. Czuł, że zamarzają mu ręce i stopy. Nie potrafił zainstalować w komórce aplikacji RATUNEK.
Do akcji ruszyli ratownicy z Ustrzyk Górnych oraz ratownicy, przebywających w tym czasie na szkoleniu w okolicach Kopy Bukowskiej. Ściągnięto również załogę śmigłowca ratowniczego, który z góry zlokalizował turystę, dającego znaki latarką.
Wkrótce poszkodowany, z objawami hipotermii, został ewakuowany śmigłowcem i trafił do szpitala w Sanoku.
W działaniach ratunkowych wzięło udział 9 ratowników, którzy zakończyli misję po godz. 22.00.
Jak zaznaczają ratownicy, 35-letni turysta nie był przygotowany na zimowe wyjście w góry, tylko dzięki doskonałej współpracy z zespołem śmigłowca ratowniczego nie doszło do tragedii.
– Przypominamy, że z powodu intensywnych opadów śniegu w górach nastąpiło gwałtowne pogorszenie warunków do uprawiania turystyki. Na szlakach, mogą znajdować się powalone drzewa i zwisające gałęzie. Szlaki są nieprzetarte, a na drzewach występuje okiść grożąca dalszymi powałami drzew. W grzbietowych partiach Bieszczadów znajduje się około 50 cm śniegu, miejscami sięgającymi do 100 cm. Ogłoszono pierwszy w pięciostopniowej skali stopień zagrożenia lawinowego – ostrzegają ratownicy Bieszczadzkiej Grupy GOPR