To się w głowie nie mieści! Zamiast okazać wdzięczność, pacjentka przeprowadziła atak na ratowników w Sanoku, którzy przyjechali jej z pomocą. Agresywna kobieta użyła tłuczka do mięsa, a także noża. Gdyby nie tablet, który napadniętemu medykowi posłużył za tarczę, mogło dojść do tragedii.
Z taką agresją ratownicy medyczni spotykają się nie pierwszy raz. Dlatego ich zawód znalazł się pod szczególną ochroną prawa. Wykonując swoją pracę są traktowani jako funkcjonariusze publiczni. Naruszenie ich nietykalności, groźby, wulgarne zachowanie podlega surowszym sankcjom. Przestępstwo ścigane jest z urzędu, czyli zajmuje się nią prokurator i on kieruje sprawę do sądu.
W przypadku pacjentki z Sanoka – grozi jej nawet do 10 lat więzienia.
Zobacz też:
Do ataku na ratowników w Sanoku doszło 27 października. Załoga karetki przyjechała do kobiety, która była nietrzeźwa. Widok medyków, którzy próbowali ją zbadać, zadziałał na pacjentkę jak przysłowiowa płachta na byka. Rozwścieczona 35-latka w szale rzuciła tłuczkiem do mięsa, a po chwili złapała także za nóż. Zamachnęła się, aby zadać cios. Ostrze trafiło się jednak w tablet, którym w ostatniej chwili zasłonił się atakowany ratownik.
Kobieta – mimo swojej agresywnej postawy – trafiła do szpitala na badania. Wkrótce okazało się, że nie wymaga dłuższego pobytu na oddziale. Została wypisana, ale domu nie wróciła. Zmieniła placówkę na komendę policji.
Atak na ratowników w Sanoku: Podejrzana usłyszała zarzuty
-35-latka usłyszała zarzuty czynnej napaści, znieważenia funkcjonariuszy publicznych oraz kierowania gróźb w celu zmuszenia ich do określonego działania. Ponadto ustaliliśmy, że kilka dni wcześniej podobnych przestępstw dopuściła się wobec pracownika ośrodka pomocy społecznej – relacjonuje kom. Monika Hędrzak, oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Sanoku.
Kobieta trafiła pod sąd, który przychylił się do wniosku śledczych i tymczasowo aresztował awanturnicę na 3 miesiące.
Atak na ratowników w Sanoku: Gorzka refleksja ratowników
– Incydent zakończył się szczęśliwie dla naszego zespołu. Nikt nie ucierpiał fizycznie, ale zdarzenie uzmysłowiło nam kolejny raz, jak blisko czasami niebezpieczeństwo ociera się o nas… – przyznają ratownicy z Bieszczadzkiego Pogotowia Ratunkowego w Sanoku.
Zobacz też:
Co się stało z panem Jerzym? Po roku od zaginięcia znaleziono kości
Słowak narozrabiał. Uciekał do Polski kradzionym autem i je rozbił
Co jest w życiu najważniejsze?